Podobno nie można logicznie udowodnić, że coś jest piękne, trzeba to po prostu odczuć. Podobno. Więc cóż może być piękniejszego, niźli spotkać się we własnym gronie, gdzie jeden drugiemu bratem, oparciem, nie wilkiem?

Chciałoby się napisać: i ja tam byłem, miód i wino piłem.. Niestety, nie dane mi było przeżyć tych wyjątkowych chwil. A z tego co sikorki na lesie ćwierkały, oj działo się, działo.

Ale od początku…

             Każdy jeden sezon polowań zbiorowych, wiąże się z ogromem przygotowań i nie raz stresu. Począwszy od kwestii ustaleń, rozmów, papierologii, a kończąc na realnych pracach w terenie. Sami wiecie po tegorocznych polowaniach na Borkach czy też Pompie ile pracy trzeba było włożyć, ile osób było zaangażowanych, abyśmy mogli przez przysłowiową godzinkę mieli przyjemność odbycia polowania w typie „szwedzkim”. Mam nadzieję, że choć części z nas, na tych polowaniach, błysnęła przez myśl, świadomość o włożonej pracy Koleżanek i Kolegów.

             Na „zbiorówkach” nieodzownym elementem jest jeszcze stres jaki wewnętrznie przechodzą prowadzący, bo przecież łowisko przygotowane, ale czy zwierzyna będzie? Czy wypadnie wszystko dobrze? Każdy chce aby polowanie u niego w łowisku wypadło super. Aby każdy z polujących miał dobre stanowisko, aby wszyscy byli zadowoleni. Pomimo wielu starań różnie to bywa. I nie jest to od nikogo zależne.

            Naganka to też oddzielny temat. Tu są potrzebni ludzie, którzy nie tylko będą chodzić po lesie, ale przede wszystkim znający teren. Także i tu spoczywa duża odpowiedzialność. 

Samo zaś polowanie, to tak na prawdę praca całego zespołu. Wszystkie elementy muszą ze sobą współgrać. Prowadzący, pomocnicy, naganka, samochód do rozwożenia naganki (i tu ukłon w stronę Kol. Kuby Byrwy), organizacja posiłków i my, uczestnicy polowania. Czasem wystarczy odrobina naszej chęci, aby samemu pomóc w takim wydarzeniu, choćby drobnym gestem. Bo nie możemy traktować takiego polowania w sposób, że jestem myśliwym, zapisałem się, to mi się należy a reszta niech na uszach staje. Właśnie nie! Jesteśmy myśliwymi tego Koła i mamy obowiązek się udzielać i wspomagać się wzajemnie. Powtórzę się, ale tak na prawdę musimy być jak palce u jednej ręki. Jesteśmy jednym zespołem.

             Śniadanie. I tu temat ten zasługuje na poświęcenie akapitu. Ostatnimi czasy bardzo wzbogacił ten czas, Nasz Kol. Adam Kotliński (jak się ostatnio okazało już pełnoletni 🙂 ). Przygotowywał on Nam za każdym razem wspaniałe smakołyki. Sam nie raz wspominał, iż tworzy się nam powoli taka Nasza mała tradycja. Tradycja wspólnego posiłku, gdzie możemy się dzielić przywiezionymi specjałami. I nie raz tak bywało. Część z nas przywoziła różności. I to jest piękne.

             Sezon polowań zbiorowych zawsze ucieka w oka mgnieniu. Rozpoczyna go uroczyste wydarzenie jakim jest polowanie hubertowskie. Wielka radość, bo to przecież początek, pierwsze wspólne łowy, dawno nie widziane Koleżanki i Koledzy. Nagadać się nie sposób. Potem nie możesz się doczekać następnego i kolejnego spotkania. I tak, nim się spostrzeżesz, przychodzi kres tych chwil. Ostatnie polowanie i uroczyste zakończenie.

             Historia naszych wspólnych spotkań sięga zamierzchłych czasów istnienia Naszego Koła. Począwszy od wyczekiwanych pierwszych kaczek, swojego czasu piknik rodzinny, Hubertus, zakończenie polowań zbiorowych, bal myśliwski. I tak jak to jest na co dzień w życiu, były lata lepiej zorganizowane i trochę słabsze. Ot po prostu zawsze zaważał czynnik ludzki. Z biegiem lat osoby organizujące także się zmieniały. Pamiętacie jeszcze Kol. Wilusia i Panią Gercię? Ich paczki od zajączka na Huberta. Ilu Kolegów z Naszego grona już nie ma wśród Nas. A czas płynie dalej. Nie zatrzymuje się ani na chwile, nie obraca do tyłu. Życie toczy się dalej i obecnie historię tego Koła piszemy My sami. To jest Nasz czas. Wykorzystajmy go do maksimum.

Poniższe dwa najstarsze zdjęcia pochodzą z lat 60_tych. Oczywiście przedstawiają nasze Koło.

             Nasz ostatni miot tego sezonu odbył się na Gawrze.

Przygotowania do tego poszły bardzo sprawnie. Sami wiecie, że początkowo zakładano inne miejsce, jednak duża chęć myśliwych do zrobienia tego u siebie, przeważyła szalę. I w tym miejscu nie sposób nie pochwalić Kolegów, którzy nam to umożliwili. Szczególne podziękowania należą się Kol. Zbyszkowi Gołębiewskiemu, który załatwił Nam bezpłatnie piękne, drewniane stoły i krzesła, które już są Nasza własnością. Tak że usiąść już było na czym i przy czym.

             Poniżej wymienię Koleżanki i Kolegów, którzy poświęcili swój czas, pracę na organizację i przygotowanie Naszego zakończenia. Są to  Koleżanki i Koledzy, dzięki którym niemożliwe stało się realnym: Są to:

Eugeniusz Samiła, Andrzej Citkowski, Jakub Byrwa z żoną Eweliną, Adam Kotliński, Rafał Zabawski, Magdalena Brykalska, Anna Pilecka, Mariusz Ostapkowicz, Krystian Kudraj, Bohdan Kudraj, Bogdan Król, Bogdan Strupiński, Jarosław Dąbrowski, Marek Oczkoś, Jarosław Gajda, Marian Dorynek, Michał Samiła, Wojciech Jakubowski, Paweł Piekarz, Karol Żyliński, Adam Kochański.

Właśnie dzięki ich pracy mogliśmy mieć przyjemność zasiąść wspólnie u siebie. W imieniu Nas wszystkich Serdecznie Wam Dziękuję!

             Już wczesnym sobotnim rankiem, zanim koguty na Malince piać zaczęły, rozpoczęły się przygotowania. Zwożenie sprzętów, niezbędnych urządzeń, szykowanie sali, nakryć na stołach, gotowanie potraw. Oczywiście nad wszystkim miał pieczę Nasz mistrz kuchni Kol. Adam.

            Gdy na zewnątrz zrobiło się już ciemno a zegar zbliżał się nieuchronnie ku godzinie 18, zaczęli zjeżdżać się goście.

Każdemu z osobna  po wejściu na salę, oczy się otwierały. Jak to miejsce się zmieniło. Jakiego życia nabrało. A to przecież dopiero debiut. Dopełnieniem Naszego myśliwskiego spotkania była gra na rogach, naszych Kolegów sygnalistów. Tego dnia, wieczór umilali nam Kol. Stanisław Stelmasiewicz, Kol. Jarosław Kurzynowski oraz Kol. Józef Jakubowski, za co Wam Serdecznie Dziękujemy.

            Z początkiem, rozpoczęło się krótkim powitaniem przybyłych. A jako że obiad gorący już czekał do wydania, wszyscy zasiedli do pierwszego, wspólnego posiłku.

Po konsumpcji głos zabrał Prezes Kol. Zdzisław Białowąs oraz Łowczy Kol. Jacek Marat. Dowiedzieliśmy się o ilości zwierzyny, upolowanej przez nas na „zbiorówkach”. Oczywiście finałem przedstawionych danych było wyłonienie Króla oraz Vice Króla polowań zbiorowych.

Nikogo chyba nie zaskoczy nowina, iż Królem polowań zbiorowych sezonu 2021/2022 został Nasz młody Kol. Marcin Stackiewicz. Komu jak komu, ale Św. Hubert dopisywał mu bez dwóch zdań.

Vice Królem polowań zbiorowych sezonu 2021/2022 w drodze losowania (z Kol. Jakubem Byrwą) został Kol. Arkadiusz Stankiewicz.

Oczywiście Gratulujemy!!! Darz Bór!!! I pamiętajcie, oby to było ostatni raz 😉

             Po koronacji przyszła pora na szczególne wyróżnienie. Chodzi tu o Naszego stażystę Kol. Mariana Dorynka, który nie tylko dzielnie i w 100% uczestniczył we wszelkich pracach, polowaniach, ale również przygotowywał Nam wspaniałe posiłki. Otrzymał on imienną statuetkę z rąk Kol. Andrzeja Citkowskiego.

Dziękujemy i prosimy o więcej 🙂

             Po tych wzniosłych chwilach, rozpoczęła się wspólna biesiada. Aż ciężko wymienić ilości i różnorodności kulinarii, jednak postaram się przybliżyć choć część z nich. Główną atrakcją był  pieczony dzik, oraz barszcz z bażantów z krokietami, podane w późniejszym czasie. Na stołach zaś było czego dusza zapragnie. Śledziki, pieczarki, różne surówki, wędliny własnej roboty, sery korycińskie, tatary, napitki różnego rodzaju. A jeśli chodzi o słodkości to oczywiście słoninka z marynowaną cebulką i wiele rodzai ciast. Także każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

             Tego wieczoru miało miejsce jeszcze jedno piękne wydarzenie. Okazało się, iż Nasz Kol. Adam Kotliński obchodzi „osiemnaste” urodziny. Taka zmiana kodu na piątkę z przodu. I oczywiście nie zostało mu to puszczone płazem. Koledzy byli przygotowani. Jakże wielkie było Jego zaskoczenie, kiedy na salę wszedł nagle tort i Koledzy śpiewając tradycyjne sto lat przy akompaniamencie akordeonu (Kol. Paweł Milczarek). Chyba każdego z nas rozłożyłoby to całkowicie na łopatki.

Jeszcze raz Kolego, Niech Ci Bór Darzy a Św. Hubert ma Cię w swej opiece !!!

             Tego wieczoru wiele „wydarzeń” mogło Nas zaskoczyć. Jednak ogólne wrażenie jakie spowodowała ta wspólna biesiada, to miejsce, potrawy, ich różnorodność, do dziś napawa dumą, że udało się to dopiąć w tak krótkim czasie, a także nadzieją na lepszą przyszłość.

Bo co poza smakiem sprawia, że jedzenie smakuje? Otóż dobre towarzystwo.

             W tym miejscu chciałbym także Serdecznie Podziękować w imieniu wszystkich biesiadników, Koleżankom i Kolegom, którzy przygotowali ten wykwintny poczęstunek.

Są to Koleżanki i Koledzy:

Adam Kotliński, Marek Oczkoś, Anna Pilecka, Jarosław Gajda wraz z małżonką Roksaną, Magdalena Brykalska, Ewelina Byrwa, Iwona Citkowska, Paweł Piekarz z żoną, Mariusz Ostapkowicz, Rafał Zabawski, Tomasz Kaluga, Bohdan i Krystian Kudraj, Jarosław Dąbrowski.

Jeśli kogokolwiek przez niedopatrzenie pominąłem, proszę o wybaczenie i dziękuję za wyrozumiałość. A najlepiej o szybką wiadomość 🙂

Biesiada trwała do późnych godzin a radości nie było końca.

             Na zakończenie, chciałbym przytoczyć cytat kardynała Stefana Wyszyńskiego, który moim zdaniem świetnie podsumowuje miniony rok.

„Tyle wart jest nasz rok, ile zdołaliśmy przezwyciężyć w sobie niechęci, ile zdołaliśmy przełamać ludzkiej złości i gniewu. Tyle wart jest nasz rok, ile ludziom zdołaliśmy zaoszczędzić smutku, cierpień, przeciwności. Tyle wart jest nasz rok, ile zdołaliśmy okazać ludziom serca, bliskości, współczucia, dobroci i pociechy. Tyle wart jest nasz rok, ile zdołaliśmy zapłacić dobrem za wyrządzane nam zło.”

 

P.S. Serdecznie dziękuję Kol. Pawłowi Piekarzowi, Kol. Tomkowi Makowskiemu, Kol. Andrzejowi Citkowskiemu, Kol. Michałowi Samile, Kol. Mariuszowi Ostapkowicz za nadesłane zdjęcia z zakończenia. Bez tego ten artykuł nie oddał by realnego odzwierciedlenia minionego wydarzenia.

 

Darz Bór!!!                        

Andrzej Lalak                   

zobacz Galerię